21 października 2019, 22:54
Babcia się dowiedziała. NIe chciała się z tym pogodzić. Mówiła, że wymyślamy. Dałam babci czas. Rozmawiałyśmy w środę. Przez godzinę. Babcia zaczęła czytać na temat autyzmu. Nie ma jednego modelu. Można być bardziej lub mniej w spektrum ale przecież nic nie było widać. Coraz bardziej jest i coraz bardziej widać. Bo dorasta. Z nim autyzm. A we wszystkim z nim my.
Nie widać.
Nie widać, gdy siedzimy w małym gronie, dobrze znając każdy kąt babcinego domu. Mając kolejną czekoladkę do zjedzenia. Wiedząc, że nie będziemy długo, niedługo jest określone przed wejściem do babci -- pół godziny.
Kiedy się dowiedzieliśmy?
Oficjalnie pół roku temu. Nieoficjalnie trzy lata temu. Intuicyjnie 9 lat temu.
Oficjalna diagnoza potwierdziła przypuszczenia, doceniła pracę jaką wykonaliśmy.
Nieoficjalna po konferencji lekarzy pediatrów, psychiatrów i innych specjalności, na której byłam z pracy, gdzie nagle usłyszałam jakby przykładem, o którym mówiła pani doktor był mój syn -- zwaliła z nóg.
Intuicyjnie wiedzieliśmy, że coś nie jest jak powinno, problemy z każdą nowością, zmianą były od zawsze.
Przez lata robiłam wszystko, żeby udowodnić sama sobie, że nie mam racji, że moja intuicja się myli, że jestem spaczona pedagogicznie i wszędzie widzę deficyt. Pani doktor na konferencji rozwiała wątpliwości. Wyszłam i płakałam mężowi do słuchawki, że jednak autyzm, że przed chwilą słuchałam przez godzinę wykładu o naszym synku.
No to skąd widać? Nie będę pisałą o koszmarze odpieluchowywania do 5 roku życia i rozszerzaniu diety. To może o tym: problemem może okazać się nagle wszystko.
-nowy kolor chodnika, położony na trasie spaceru, pokonywaliśmy go wtedy na czworaka,
-krople deszczu wpadajace do oczu, na spacerze okularki pływackie;
-nowe zwierzę u kumpla, juz kumpel tylo do nas przychodzi;
-nowe miejsce, gdzie kolega robił urodziny, nie weszliśmy zawróciliśmy w progu;
-powrót do domu po tygodniu, nieobecności, bo nie pamiętam jak wygląda mój pokój i może się do niego nie przyzwyczaję na nowo;
- przeprowadzka do nowego mieszkania, wyszedł na nowy plac zabaw po czterech latach od przeprowadzki;
-kupowanie mebli do pokoju, z nerwów .....to już ocenzuruję może;
-koniec wchodzenia do przedszkola, do którego chodził przez trzy lata, no bo już jest w szkole i nie pamięta jak należy zachować się w przedszkolu;
- owady latające, którym nadajemy imiona (genialny pomysł Niny) i wtedy przestajemy się ich bać
- zabawa w chowanego, nie do przejścia, element zaskoczenia i niepewności
- inne wyjście z kina niż dotychczas, czy czegokolwiek
- wybory, którcyh trzeba dokonywać i nie wiadomo co wybrać np na urodzinach mamusie pytające "Zjesz to czy tamto, tego się napijesz czy tamtego?" "Ale o co chooooodziiiiii!!!!!!"???????"
itd itp
Wszystko może być problemem, którego może być nie widać.