czekanie


Autor: aronowka
19 września 2019, 18:51

Planowanie. Słowo klucz do naszego życia, które do tej pory zdawało egzamin okazuje się niewystarczające w walce z nowościami, zaskoczeniami, nowymi wyzwaniami. Mówiłam, że będę się ograniczać, więc o tym może w następnym wpisie.

Dzisiaj czekanie. Czasami wydaje nam się wiecznością. A przynajmniej było tak w erze przedkomórkowej, kiedy żadna aplikacja nie pomagała nam zabić dłużącego się czasu. Każdy na coś czeka prawda? Ale jeśli nie jesteś rodzicem posyłającym dzieci na zajęcia dodatkowe POZA SZKOŁĄ to guzik wiesz o czekaniu. To przed Tobą, albo jeśli będziesz prawdziwym szczęściarzem może Cię ominie. Mała podpowiedź: nie zapisuj dziecka na żadne zajęcia dodatkowe. Bo a nuż mu się spodobają i jesteś udupiony. A jak jeszcze masz młodsze, które czeka z Tobą to jesteś podwójnie udupiony. Ja się udupiłam lata temu i jak to mówią się w dupie zadomowiłam. Pierwszy raz dałam się namówić sąsiadce, która posyłała swojego syna na AWF na super zajęcia gimnastyczne. Z Arturem pod pachą zawoziłam Nine (najstarszą) od wieku 4 lat. Z bojaźliwej trzęsipupki zrobiła się sportsmenka. Nie, nie pokochała zajęć od razu, wręcz ich nie cierpiała. Ale niestety mam taką wadę, że jestem konsekwentna. Zaczęłaś chodzić, chodzisz rok. No głupota. A ja z Arturem zima nie zima, wilki jakieś dookoła tej sali gimnastycznej jak na zesłaniu.

Zaczęła się szkoła, prywatny basen. Zabierają dzieci ze szkoły i odwożą. No cudo. W końcu wolna. Ale nie. Przecież kochani bracia założyli szkołę karate. Tuż za mostem. I Artur dał się namówić co zakrawało na cud. Zaczęło się karate. Zima nie zima, dwa razy w tygodniu ślęczenie tym razem z roczną Anką na korytarzach sali Białołęckiego Ośrodka Sportowego. Obok na szczęście była miła kafejka z grami to sobie chodziłyśmy. Karate trwa. To już 6 lat.

Nie wiem ile godzin życia przesiedziałam i jeszcze przesiedzę na korytarzach pod salami: karate, logopedy, psychologa, terapii takiej i owakiej, tańców. Pewnie, że można sobie poczytać. Jak się jest samym!! Nie z jęczącym, płaczącym , szalejącym, prawie zawsze niezadowolonym młodszym rodzeństwem. Tyczy sie bardziej Anki, bo Arti jak to Arti, było mu obojętnie.

Jedno Wam powiem, nie dajcie się w to wrobić. Ja już się przyzwyczaiłam i zresztą jeśli chodzi o Artura to nie mamy wyjścia. Dziewczyny już duże, więc zostają i nie muszę ich ciągać. Raz w tygodniu jest nawet miło. Artur na terapii, a ja obok mam godzinkę dla siebie w przyjemnej kawiarence. Ale co się wysiedziałam to moje.

Chce gdzieś iść? "Mamooooooo bo Janek, Franek chodziiiiiiiiii......."

To znajdź najgorszego instruktora, żeby się odwidziało 

Dobrze Ci radze ;)

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz